Duszpasterstwo
Młodzieży Akademickiej i Szkół
Średnich |
"Droga". Tegoroczna zima była długa i sroga. Ludzie siedzieli w ciepłych mieszkaniach , kiedy za oknami szalała zamieć. Pewnego dnia, gdy obserwowałam tańczące
za oknem płatki śniegu zauważyłam naprzeciw ogromnego, czarnego kocura,
który intensywnie wpatrywał się we mnie. W jego wzroku była jakaś dziwna
moc. Jak w hipnotycznym transie wstałam, ubrałam się i mimo obrzydliwej
pogody wyszłam na dwór. Kot siedział przed domem, jakby na mnie czekał.
Na mój widok uśmiechnął się, okręcił dookoła ogona i pomaszerował prosto
przed siebie. Po chwili odwrócił się, a jego wzrok kazał mi podążyć za
nim. Od czasu do czasu odwracał się sprawdzając, czy idę i głośnym mruczeniem
okazywał swoje niezadowolenie, gdy zanadto się ociągałam. Mijaliśmy lasy, góry, łąki, doliny i szliśmy, szliśmy, szliśmy... Minęła zima, potem wiosna, lato, jesień a my szliśmy nadal. Minął rok, potem drugi, trzeci, a my szliśmy. Nie czułam zmęczenia, bólu, radości, ani smutku, nic - po prostu pustka. Aż
pewnego dnia stał się cud. Doszliśmy do pięknego, zielonego lasu. Na małej
polanie stała chatka.Kot gdzieś zniknął, zostałam sama. Nagle poczułam
na swojej skórze powiew wiatru, ciepłe promyki słońca. Usłyszałam śpiew
ptaków, cykanie pasikoników, ryk jeleni. Powoli tajałam - rozpuszczała
się moja lodowa skorupa. Staruszek wziął mnie za rękę i zaprowadził na skraj lasu. Krzyżowały się tutaj dwie drogi. Jedna piękna, szeroka, asfaltowa - wysoko nad nią świeciło jasno słońce. Druga była kręta i wyboista - a tam dokąd zmierzała kłębiły się czarne chmury. Chciałam zapytać staruszka, co to znaczy, ale on gdzieś zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Byłam zmęczona i bardzo chciałam odpocząć, ale nie miałam gdzie. Czułam, że muszę wybrać którąś z tych dwóch dróg i dojść do miejsca odpoczynku. Wybrałam tę szeroką, asfaltową. Wydawało mi się, że szybciej i łatwiej dojdę na miejsce. Faktycznie - szło się bardzo wygodnie i przyjemnie. Mimo, iż słońce jasno świeciło nie czułam gorąca. Wiał lekki wiaterek i nie wiadomo skąd dobiegała piękna muzyka. Na poboczu stały ławy, a na nich napoje i talerze z najróżniejszym jedzeniem. Gdy byłam głodna lub spragniona podchodziłam do ławy i zaspokajałam swój apetyt. Kiedy czułam znużenie, natychmiast jak za dotknięciem różdżki pojawiało się szerokie, miękkie łóżko. Każda moja najdrobniejsza zachcianka była spełniana w mgnieniu oka - nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd. Szłam naprzód. Dni mijały, kilometry "uciekały" - a ja wcale tego nie odczuwałam. Wędrówka sprawiała mi ogromną przyjemność. Aż pewnego dnia zauważyłam nad drogą ogromny , piękny neon :
Przeszłam jeszcze kilka kilometrów, kiedy
dotarło to do mojej świadomości. Przeraziłam się, zawróciłam. Ale droga
powrotna wcale nie była już tak przyjemna. Po tej stronie, ławy były prawie
puste. Do picia tylko zwykła woda, a łóżka - wąskie i niewygodne. I idę nadal. Nie wiem dokąd podążam i jaki napis ujrzę nad drogą, ale dopóki mam nadzieję, że dojdę do miejsca odpoczynku - będę szła nadal. Może to już za tym zakrętem, a może za dziesiątym, czy setnym? Nie wiem. Małgorzata
Sawicka, 17.05.1996r.
|