Duszpasterstwo
Młodzieży Akademickiej i Szkół
Średnich |
Proces To nie będzie recenzja "Procesu" Kafki (mimo tego że była to moja ulubiona lektura) ani rozprawy sądowej (tu ukłon w stronę pana R. :) ) ale swiadectwo. Zatytułowałam to w ten sposób, bo na drodze, jaką Bóg mnie prowadzi, wiodącą sprawą jest dla mnie proces - proces uzdrowienia. Gdy spotkałam w pewnym momencie Jezusa był On jedyną osobą, której byłam w stanie zaufać i otworzyć się - blisko był tylko On. Już w dzieciństwie musiałam sobie radzic sama ze sobą, ze swoimi uczuciami i wrażliwoscią i w ten sposób nauczyłam się żyć wśród ludzi ale całkowicie bez nich. Gdy zaczełam żyć oddając siebie Bogu, to wszystko powoli zaczęło się zmieniać. Na początku kochałam ludzi tylko dla Niego. Umiałam dawac ale absolutnie nie umiałam przyjmować. Kiedyś koleżanka - psycholog poprosiła mnie abym narysowała siebie na rekolekcjach. Rysunek przedstawiał Krzyż oraz mnie siedzącą w ławce koscielnej , koleżanka zdumiona spytała : "Sylwia a gdzie są ludzie?..." Nie miałam pojecia, gdzie wtedy mieli być... Na tych rekolekcjach pomagałam jako wolontariusz w pracy z ludźmi po próbach samobójczych... Przez pewien czas umiałam tylko dawać. A później nadszedł czas kiedy już nie umiałam dawać. Człowiek poprostu się wypala. Wtedy musiałam zaufać Bogu i wejść na droge uczenia się przyjmowania i bycia z ludźmi. Ostatni rok jest dla mnie szczególny, bo wsród częstego niezrozumienia, Bog daje mi niesamowitych ludzi, którym mogę zaufać, z którymi mogę dzielić tym co boli, co cieszy.Najtrudniej było mi przyjąć czyjeś wspołczucie, że ktos akceptuje mnie jak marudzę, że ktos się za mnie modli. Kiedyś ktoś się modlił za mnie i Bóg mu pokazał mnie jako niemowlaka, którego Mama - Jezus pielęgnuje, myje wacikiem, wciera oliwkę - to był czas kiedy ten proces się zaczął. Ostatnio modliłam się z kimś i widziałam siebie jako przedszkolaka idącego z Jezusem. Przedszkolak był trochę niesforny, ale mocno trzymał sie Jezusa. Wniosek stąd taki że urosłam... :) uzdrowienie, przemiana dzieje się w moim zyciu na wielu płaszczyznach. najprędzej w moim przypadku dosięgło to radzenia sobie ze studiami, pracą. Zaczęłam rozwijać swoje talenty. Jeszcze wiele zostało do przemienienia - nawet nie wiem ile zostało, ale to chyba dobrze, że Bóg porcjuje prawdę o sobie bo cały obraz naszego zranienia i grzechu zabiłby nas. Przed rek. w Jodłowie wiedziałam, że Bóg dosięgnie tam czegoś, co bardzo boli. Ale gdy patrzyłam tuż przed wyjazdem na Papieża - zaufałam że wytrzymam. Bedzie boleć, ale to mnie nie pokona.Owoce tego widziałam już, gdy w trakcie rekolekcji wyjeżdżałam załatwiać swoje ważne sprawy - były trudne, ale Jezus zabrał lęk! stały się więć banalne! Sylwia |