Duszpasterstwo
M³odzie¿y Akademickiej i Szkó³
¦rednich |
"Serce" By³o sobie ma³e serce. Mieszka³o w piêknym mie¶cie i by³o bardzo szczê¶liwe. Mimo i¿ by³o takie malutkie, to potrafi³o cieszyæ siê ¿yciem. Mieszka³o na wierzbie. Kiedy wia³ wiatr, chwyta³o siê ga³±zek, a wiatr ko³ysa³ nim w prawo i w lewo. My³o siê w kroplach rosy, a suszy³o chwytaj±c promienie s³oñca. Przygl±da³o siê ma³ym ptaszkom i tañcz±c rado¶nie ¶piewa³o razem z nimi. Tak by³o zawsze, dopóki jacy¶ ludzie nie wyciêli wierzby i pobliskich drzew. Biedne, ma³e serduszko nie mia³o gdzie mieszkaæ. Musia³o i¶æ i poszukaæ miejsca dla siebie. Ale nie tak ³atwo jest znale¼æ przeznaczone
dla siebie miejsce. Dotychczas nie zna³o prawdziwej twarzy ¶wiata. Nigdy
nie spotka³o siê z tward±, brutaln± rzeczywisto¶ci±. W drodze otworzy³y
siê mu oczy. Sz³o bezradne, opuszczone. Na jego u¶miech odpowiadano przekleñstwem.
Gdy wyci±ga³o rêkê, odpychano j± brutalnie. Gdy prosi³o o nocleg, wyganiano
za miasto i obrzucano kamieniami. Sz³o obszarpane, posiniaczone, z wieloma
ranami. Wycieñczone do granic. Nie znalaz³ siê nikt, kto by mu pomóg³.
Samo musia³o daæ sobie radê, a przecie¿ by³o takie ma³e i nie zna³o jeszcze
¿ycia. Gdy sz³o drog± skulone, ¿eby nikt go nie zauwa¿y³, ¿eby nikomu
nie wadziæ, DU¯E SERCA poszturchuj±c bole¶nie i rani±c, spycha³y je do
rowu, do b³ota. Wreszcie zabrak³o mu si³. Zosta³o w jakim¶ rowie zasypywane
przydro¿nym kurzem, który unosi³ siê spod nóg pod±¿aj±cych drog± WIELKICH
SERC. - Znalaz³em CZ£OWIEKA, DOBREGO CZ£OWIEKA! Znalaz³em MI£O¦Æ ... czyli ¶wiat nie jest taki okrutny! Jest Kto¶ , kto leczy rany i pociesza strapionych. Jak to wspaniale! - krzycza³o. Id±c tak zobaczy³o cz³owieka. Nie, nie tego samego. Szed³ po drodze schylony, jakby czego¶ szuka³. Przeklina³ ca³y ¶wiat i siebie samego, rozgl±daj±c siê wokó³. - Czego szukasz? - zapyta³o serce. - Nie twoja sprawa , zje¿d¿aj st±d ma³y! - odburkn±³. - Nie gniewaj siê! Je¶li zechcesz, to pomogê ci szukaæ tego, co zgubi³e¶. Tylko mi powiedz, co to jest! - Nie potrzebujê niczyjej pomocy. Mówiê ci - zje¿d¿aj st±d , bo jak ci dosunê... Serce spu¶ci³o g³owê i odesz³o. Ale nie dawa³o mu to spokoju. Czego on szuka³ tak wytrwale? Przesz³o jeszcze parê kroków i chwyci³o siê za g³owê. - Ju¿ wiem , ju¿ wiem! - krzyknê³o i pêdem wróci³o do cz³owieka. Ale nie podesz³o tak od razu. Schowa³o siê za przydro¿nym kamieniem i obserwowa³o go. Korzystaj±c z nieuwagi cz³owieka, zakrad³o siê od ty³u i ...hop ! Cz³owiek powoli wyprostowa³ siê , odetchn±³ g³êboko i u¶miechn±³ siê, a serce szepnê³o tylko cichutko - NARESZCIE.
|